Pamiętam jak dziś, kiedy byłam mała, jak sobota zamieniała się
w istny koszmar. Moja rodzicielka i ciotka za ścianą, zawzięcie od godzin porannych
usilnie jechały na szmacie, czytaj zaczynały wielkie porządki. Robiły to
oczywiście na wkurwie. Rozchodziło się o to, że wszystko muszą zrobić same, a zamiast
mieć chwilę czasu by odpocząć po tygodniu pracy, muszą sprzątać. Czy musiały?
Nie, nie musiały. Czy były zobligowane robić to same? Także nie. Ale jakiś
wewnętrzny przymus pchał je w stronę tego obowiązku oraz wielkiej frustracji. Czy
robiły to dobrze- także nie, bo jeśli sprzątaniem można nazwać wrzucanie
wszystkiego z biurka do szuflady, jak leci, to mamy cudowny efekt zewnętrznego
ładu i wewnętrznego chaosu. Czyli mizerny.
Sprzątanie jak większość czynności fizycznych wymaga myślenia
i planowania. Z moich obserwacji wynika, że nie każdy się do tego nadaje.
Trzeba wysilić percepcję. Samo odkurzenie nie wystarczy, trzeba patrzeć
globalnie, na przykład sprawdzić czy pajęczyny nie wiszą jak anielskie włosy na
choince, a tu środek lata.
Miałam tę niewątpliwą przyjemność poznać tajniki sprzątania
oraz myślenia w kilku strategicznych miejscach. Po pierwsze w stajni. Tam można
się nauczyć jak osiągnąć efekt czystości przy optymalizacji sił. Jak zamiatać
hektary wokół stajni, by zużyć ich jak najmniej. Wywalać niezliczone taczki
gnoju, by energii zostało jeszcze na jazdę. Praca ta wzbudziła we mnie także
dziką namiętność do mycia okien. Jest ona syzyfowa jak się domyślacie, ale
włożona w dobry system, staje się szybka. A świadomość, że 60% światła nie
dociera przez brudne okna, daje dodatkowy zastrzyk motywacji.
Kolejnym wspaniałym miejscem treningowym była praca
pokojówki w hotelu 5* w Holandii. Tam nie było czasu na myślenie. Tam trzeba
było mocno wysilić umysł, opracować strategie i nie dać się zajechać na śmierć.
Na początku byłam powolna, zagubiona, płakałam w schowku na ręczniki z
przemęczenia i bezradności. Później szłam jak burza, mogłam kołczować innych. Te
fizyczne prace nauczyły mnie myślenia i organizacji. To była ciężka szkoła, jednakże
przydatna przy całokształcie twórczości. W późniejszych czasach przydatna w
każdym innym miejscu. Zapewne dałoby się owe kompetencje wypracować w mniej
bolesny sposób, ja wybrałam wersję hard- całkiem nieświadomie.
Do czego zmierzam. A mianowicie do sensu sprzątania. Ono mnie wbrew
pozorom relaksuje, trochę się spocę, jednak od razu czuję, że żyję. Aczkolwiek
dziś, z perspektywy czasu uważam, że mój czas jest cenniejszy niż machanie mopem.
Mogę przeznaczyć go na coś bardziej wartościowego. Nie warto sprzątać na siłę,
bo tego oczekuje teściowa, perfekcyjna koleżanka czy ktoś, kto wie lepiej. Są
osoby którym naprawdę sprawia to przyjemność i niech się tym zajmują. Ja chętnie
im za to zapłacę. W tym czasie poczytam książkę, opanuję strategię jak opanować
świat, pójdę na randkę.
Drogie Panie. Może
warto odstąpić komuś ten zaszczyt- latania ze szmatą i zadbać o siebie.
Mówisz, że nie masz czasu na mały tuning, zrzucenie kilogramów, zafarbowanie
odrostów, zrobienie paznokci? Na to wszystko co sprawi, że poczujesz się ze
sobą lepiej, a w ten sposób ulżysz światu? Przemyśl to, bo jemu to się zapewne
przyda. Masz za to czas wkurzać się, że znowu MUSISZ, że znów wszystko na
twojej głowie, że się nie wyrabiasz. Powiesz: jak cię na to stać to płać, mnie
nie stać. To nie jest kwestia pieniędzy, tylko myślenia. W tym czasie mogłabyś
zarobić więcej, niż sam koszt wynajęcia do tego osoby, spożytkować go bardziej
efektywnie w perspektywie długoterminowej.
Ale my polki jesteśmy
siłaczkami. Weźmiemy wszystko na siebie, zrobimy perfekcyjnie. Master Chef,
Perfekcyjna Pani Domu, Seks Instruktorka i Sexy Mama w jednym…
Jak chcesz robić wszystko sama, twój wybór. Pytanie tylko czy warto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz