niedziela, 29 maja 2016

Sprzątać każdy może, ale czy warto...

Pamiętam jak dziś, kiedy byłam mała, jak sobota zamieniała się w istny koszmar. Moja rodzicielka i ciotka za ścianą, zawzięcie od godzin porannych usilnie jechały na szmacie, czytaj zaczynały wielkie porządki. Robiły to oczywiście na wkurwie. Rozchodziło się o to, że wszystko muszą zrobić same, a zamiast mieć chwilę czasu by odpocząć po tygodniu pracy, muszą sprzątać. Czy musiały? Nie, nie musiały. Czy były zobligowane robić to same? Także nie. Ale jakiś wewnętrzny przymus pchał je w stronę tego obowiązku oraz wielkiej frustracji. Czy robiły to dobrze- także nie, bo jeśli sprzątaniem można nazwać wrzucanie wszystkiego z biurka do szuflady, jak leci, to mamy cudowny efekt zewnętrznego ładu i wewnętrznego chaosu. Czyli mizerny.

Sprzątanie jak większość czynności fizycznych wymaga myślenia i planowania. Z moich obserwacji wynika, że nie każdy się do tego nadaje. Trzeba wysilić percepcję. Samo odkurzenie nie wystarczy, trzeba patrzeć globalnie, na przykład sprawdzić czy pajęczyny nie wiszą jak anielskie włosy na choince, a tu środek lata.

Miałam tę niewątpliwą przyjemność poznać tajniki sprzątania oraz myślenia w kilku strategicznych miejscach. Po pierwsze w stajni. Tam można się nauczyć jak osiągnąć efekt czystości przy optymalizacji sił. Jak zamiatać hektary wokół stajni, by zużyć ich jak najmniej. Wywalać niezliczone taczki gnoju, by energii zostało jeszcze na jazdę. Praca ta wzbudziła we mnie także dziką namiętność do mycia okien. Jest ona syzyfowa jak się domyślacie, ale włożona w dobry system, staje się szybka. A świadomość, że 60% światła nie dociera przez brudne okna, daje dodatkowy zastrzyk motywacji.

Kolejnym wspaniałym miejscem treningowym była praca pokojówki w hotelu 5* w Holandii. Tam nie było czasu na myślenie. Tam trzeba było mocno wysilić umysł, opracować strategie i nie dać się zajechać na śmierć. Na początku byłam powolna, zagubiona, płakałam w schowku na ręczniki z przemęczenia i bezradności. Później szłam jak burza, mogłam kołczować innych. Te fizyczne prace nauczyły mnie myślenia i organizacji. To była ciężka szkoła, jednakże przydatna przy całokształcie twórczości. W późniejszych czasach przydatna w każdym innym miejscu. Zapewne dałoby się owe kompetencje wypracować w mniej bolesny sposób, ja wybrałam wersję hard- całkiem nieświadomie.

Do czego zmierzam. A mianowicie do sensu sprzątania. Ono mnie wbrew pozorom relaksuje, trochę się spocę, jednak od razu czuję, że żyję. Aczkolwiek dziś, z perspektywy czasu uważam, że mój czas jest cenniejszy niż machanie mopem. Mogę przeznaczyć go na coś bardziej wartościowego. Nie warto sprzątać na siłę, bo tego oczekuje teściowa, perfekcyjna koleżanka czy ktoś, kto wie lepiej. Są osoby którym naprawdę sprawia to przyjemność i niech się tym zajmują. Ja chętnie im za to zapłacę. W tym czasie poczytam książkę, opanuję strategię jak opanować świat, pójdę na randkę.

Drogie Panie. Może warto odstąpić komuś ten zaszczyt- latania ze szmatą i zadbać o siebie. Mówisz, że nie masz czasu na mały tuning, zrzucenie kilogramów, zafarbowanie odrostów, zrobienie paznokci? Na to wszystko co sprawi, że poczujesz się ze sobą lepiej, a w ten sposób ulżysz światu? Przemyśl to, bo jemu to się zapewne przyda. Masz za to czas wkurzać się, że znowu MUSISZ, że znów wszystko na twojej głowie, że się nie wyrabiasz. Powiesz: jak cię na to stać to płać, mnie nie stać. To nie jest kwestia pieniędzy, tylko myślenia. W tym czasie mogłabyś zarobić więcej, niż sam koszt wynajęcia do tego osoby, spożytkować go bardziej efektywnie w perspektywie długoterminowej.

Ale my polki jesteśmy siłaczkami. Weźmiemy wszystko na siebie, zrobimy perfekcyjnie. Master Chef, Perfekcyjna Pani Domu, Seks Instruktorka i Sexy Mama w jednym…

Jak chcesz robić wszystko sama, twój wybór. Pytanie tylko czy warto.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz