wtorek, 31 maja 2016

M jak molestowanie

Sponsorem tego posta będzie słowo na M. I nie będzie to M jak miłość, ale M jak molestowanie. To nie jest miły i wdzięczny temat jak: które szminki najlepiej utrzymują się na ustach, ani jaka pozycja w łóżku da ci najlepszą satysfakcję. Raczej należy do tych brudnych… o którym lepiej nie mówić, nie myśleć. Niestety jest on zakrojony na szeroką skalę, nie wiem jak na świecie, ale na pewno w Polsce. Niestety niewiele się dzieje, by coś się zmieniło. Czyli jest bardzo źle.
Przerażającym jest zjawisko molestowania seksualnego. O tym się nie mówi i nie myśli na co dzień. Idąc ulicą i widząc piękne kobiety, dziewczyny, nie sposób myśleć, że mogłyby być skalane. A niestety doskonała większość jest. Bardzo wiele osób obojga płci tego doświadcza. Obowiązuje zmowa milczenia, a już tym bardziej nie pociąga się do odpowiedzialności sprawców. Może to być wujek, przyjaciel rodziny, nauczyciel, kolega, znajomy, tatuś… każdy. Kat- bo nazywajmy rzeczy po imieniu, oczywiście nie robi nic złego, to że cię dotyka, maca, obłapuje, mówi sprośne rzeczy, sugeruje, gwałci… to przecież nic takiego. Tak wyraża swoją sympatię, czuj jaki dotyka cię zaszczyt…

Dlaczego o tym piszę? Oczywiście z doświadczenia. Złego doświadczenia. A kiedy wspomnę o tym jednej czy drugiej koleżance okazuje się, że one mają podobne. Raczej nikt nie podejmuje tematu pierwszy, bo to wstydliwy rozdział życia. Osoby dopiero się decydują się na zwierzenia, gdy ktoś inny się przyzna, że miał podobne przeżycie. I jak na razie mam zastraszająco wysokie statystyki. Prawie 100%. Prawie każda moja koleżanka czy znajoma miała jakiś chociażby epizod molestowania na tle seksualnym. Osoby te przyjęły winę na siebie. Najczęściej mówią, że to było tak dawno… po co o tym mówić. Wspominać. Tak, było, minęło… Wieki temu… Jako dziecko, nastolatka… Nie, rodzina nie wie, bo to wstyd. W sumie to nikt więcej nie wie…

Bardziej obrzydliwe niż sam fakt zdarzenia, jest to, iż ofiara ma poczucie winy, a nie oprawca. Ona nie powie nikomu, no bo jak… może to ona sama prowokowała, zachęcała, nęciła. Bo jak tu się oprzeć takiemu świeżo rozbudzonemu ciału… to jej wina… wielka wina… Albo już się z tym pogodziła. Temat zamknięty. No tak zamknięty, bardzo hermetycznie. A dopóki się go nie otworzy to niewiele się zmieni.

Ja też w nią nie wierzyłam. Byłam na praktykach w szkole średniej. Właściciel miejsca w którym je odbywałam był uznanym w środowisku autorytetem na skalę krajową, a nawet światową. A to, że upatrzył sobie mnie, powinnam uznać za zasługę. Tak samo jak to, że zwabiał mnie w oddalone od wszystkich miejsca i macał obleśnie sapiąc do ucha. Opowiadał jaka to jego żona jest zła i zimna, a ja go tak dobrze rozumiem. 16 latka doskonale rozumiejąca ponad 40latniego faceta… Był bardzo zdziwiony dlaczego się opieram, wszak poprzednia praktykantka odbywała z nim regularne stosunki śpiąc w jednym łóżku z jego córką. Rano buźka w czółko dla córeczki na dzień dobry, kopa do szkoły i szybka akcja w jej łóżku. Toż to z pożytkiem doczesnym i wiecznym dla takiej młodej dziewczyny. Nauczy ją życia, pomoże zdobyć kontakty, zaistnieć w hermetycznym środowisku. A to, że da mu trochę swojego ciała, przecież  jej nie ubędzie…

Przemoc jest zawsze zła, bez względu czy ma postać psychiczną lub fizyczną. Niestety na dziś wymierzenie sprawiedliwości jest trudne do wyegzekwowania. Ofiara oczywiście bierze wszystko na siebie, może to ze mną coś nie tak, ja zawiniłam, ja zrobiłam, sprowokowałam. To wstydliwe, lepiej odpuścić temat. Ludzie nie chcą o tym mówić, słyszeć. Nic dziwnego, że osoba która tego doświadczyła obawia się obwiniania i ostracyzmu ze strony rodziny, bliskich.
Jakiś dłuższy czas temu o tym, że była molestowana mówiła Anka Mucha. Tak, ta sama której przecież wszystko się w życiu udaje, jest sławna, ma kasę, świeci na ściankach. Ludzie wolą oglądać na Pudelku co jadła albo w co się ubrała, niż jak mówi coś ważnego. Wtedy zatykają uszy krzycząc: po co to robi, kogo to obchodzi, po co się obnaża?! Po tych wyznaniach zalała ją fala hejtu. Takich rzeczy się nie mówi. No właśnie mówi! Głośno i dobitnie. Po to, by ofiary przestały czuć się osamotnione, bezsilne, a sprawcy bezkarni.

Rząd podjął temat aborcji, a nie podjął tematu przemocy. Ale zrobię to ja.




niedziela, 29 maja 2016

Sprzątać każdy może, ale czy warto...

Pamiętam jak dziś, kiedy byłam mała, jak sobota zamieniała się w istny koszmar. Moja rodzicielka i ciotka za ścianą, zawzięcie od godzin porannych usilnie jechały na szmacie, czytaj zaczynały wielkie porządki. Robiły to oczywiście na wkurwie. Rozchodziło się o to, że wszystko muszą zrobić same, a zamiast mieć chwilę czasu by odpocząć po tygodniu pracy, muszą sprzątać. Czy musiały? Nie, nie musiały. Czy były zobligowane robić to same? Także nie. Ale jakiś wewnętrzny przymus pchał je w stronę tego obowiązku oraz wielkiej frustracji. Czy robiły to dobrze- także nie, bo jeśli sprzątaniem można nazwać wrzucanie wszystkiego z biurka do szuflady, jak leci, to mamy cudowny efekt zewnętrznego ładu i wewnętrznego chaosu. Czyli mizerny.

Sprzątanie jak większość czynności fizycznych wymaga myślenia i planowania. Z moich obserwacji wynika, że nie każdy się do tego nadaje. Trzeba wysilić percepcję. Samo odkurzenie nie wystarczy, trzeba patrzeć globalnie, na przykład sprawdzić czy pajęczyny nie wiszą jak anielskie włosy na choince, a tu środek lata.

Miałam tę niewątpliwą przyjemność poznać tajniki sprzątania oraz myślenia w kilku strategicznych miejscach. Po pierwsze w stajni. Tam można się nauczyć jak osiągnąć efekt czystości przy optymalizacji sił. Jak zamiatać hektary wokół stajni, by zużyć ich jak najmniej. Wywalać niezliczone taczki gnoju, by energii zostało jeszcze na jazdę. Praca ta wzbudziła we mnie także dziką namiętność do mycia okien. Jest ona syzyfowa jak się domyślacie, ale włożona w dobry system, staje się szybka. A świadomość, że 60% światła nie dociera przez brudne okna, daje dodatkowy zastrzyk motywacji.

Kolejnym wspaniałym miejscem treningowym była praca pokojówki w hotelu 5* w Holandii. Tam nie było czasu na myślenie. Tam trzeba było mocno wysilić umysł, opracować strategie i nie dać się zajechać na śmierć. Na początku byłam powolna, zagubiona, płakałam w schowku na ręczniki z przemęczenia i bezradności. Później szłam jak burza, mogłam kołczować innych. Te fizyczne prace nauczyły mnie myślenia i organizacji. To była ciężka szkoła, jednakże przydatna przy całokształcie twórczości. W późniejszych czasach przydatna w każdym innym miejscu. Zapewne dałoby się owe kompetencje wypracować w mniej bolesny sposób, ja wybrałam wersję hard- całkiem nieświadomie.

Do czego zmierzam. A mianowicie do sensu sprzątania. Ono mnie wbrew pozorom relaksuje, trochę się spocę, jednak od razu czuję, że żyję. Aczkolwiek dziś, z perspektywy czasu uważam, że mój czas jest cenniejszy niż machanie mopem. Mogę przeznaczyć go na coś bardziej wartościowego. Nie warto sprzątać na siłę, bo tego oczekuje teściowa, perfekcyjna koleżanka czy ktoś, kto wie lepiej. Są osoby którym naprawdę sprawia to przyjemność i niech się tym zajmują. Ja chętnie im za to zapłacę. W tym czasie poczytam książkę, opanuję strategię jak opanować świat, pójdę na randkę.

Drogie Panie. Może warto odstąpić komuś ten zaszczyt- latania ze szmatą i zadbać o siebie. Mówisz, że nie masz czasu na mały tuning, zrzucenie kilogramów, zafarbowanie odrostów, zrobienie paznokci? Na to wszystko co sprawi, że poczujesz się ze sobą lepiej, a w ten sposób ulżysz światu? Przemyśl to, bo jemu to się zapewne przyda. Masz za to czas wkurzać się, że znowu MUSISZ, że znów wszystko na twojej głowie, że się nie wyrabiasz. Powiesz: jak cię na to stać to płać, mnie nie stać. To nie jest kwestia pieniędzy, tylko myślenia. W tym czasie mogłabyś zarobić więcej, niż sam koszt wynajęcia do tego osoby, spożytkować go bardziej efektywnie w perspektywie długoterminowej.

Ale my polki jesteśmy siłaczkami. Weźmiemy wszystko na siebie, zrobimy perfekcyjnie. Master Chef, Perfekcyjna Pani Domu, Seks Instruktorka i Sexy Mama w jednym…

Jak chcesz robić wszystko sama, twój wybór. Pytanie tylko czy warto.





czwartek, 19 maja 2016

Jak nie dać się wykastrować kobiecie

Patrzę i obserwuję. To co widzę wcale mi się nie podoba. Mamy erę silnych kobiet. Kobiet, które muszą być silne, bo częstokroć same zgotowały sobie taki los. Już nie muszą jeździć na traktorach, ale często trzymają w garści zbyt wiele. Czy to dobrze? Oczywiście, że nie. Bo z jednej strony muszą być silne- bo muszą, a z drugiej robią coś strasznego...kastrują WAS- facetów. Robią to z mężami, chłopakami, synami i wnukami. A później się dziwią, że nie macie jaj. Płaczą "gdzie ci mężczyźni", a nie potrafią uszanować męskości.

Panowie. Dziś odezwa do WAS. Nie dajcie się wykastrować! Na potęgę Posępnego Czerepu, ku chwale swojej i ojczyzny. Lub kogokolwiek chcecie...Ale zróbcie coś z tym.

Kobieta nie będzie szanować mężczyzny którym może rządzić.
Mężczyzna który nie ma swojego zdania, który oddaje swoje życie we władanie kobiecie, jest z góry przegrany. Traci swój autorytet w jej oczach. Może na początku jej się to podoba, ale za chwilę będzie stękała, że wszystko jest na jej głowie. No jest, bo sama tego chciała...Będzie nim pomiatać i ustawiać. Wystąpi także brak szacunku jeśli nie może na nim polegać. Kiedy w chwilach kryzysowych to ona musi stoczyć walkę, a nie on. Niestety matki często chowają swoich synów na pizdofletów, którym nic nie wolno. Bić- absolutnie bo się spocą, łazić po drzewach, bo to niebezpieczne, umyć naczyń, bo mamusia to zrobi lepiej. A w razie W sama się wszystkim zajmie. Nie wiedzą później jak walczyć o swoje, nie mówiąc już o niewiaście. Kupią sobie rurki, stoją 3h w łazience i w sumie nie wiadomo o  co z nimi chodzi. Taka hodowana roślinka oczekuje później od kobiety wszelkiej decyzyjności i stawania do boju. Niestety związek z takim panem potrafi przetrwać o zgrozo bardzo długo, ku męczarni jednej i drugiej strony.

Chcesz być męski w swoim pojmowaniu i szanowany przez kobietę? Miej swoje zdanie, pasje, waleczne serce i odwagę. Nie siedź w łazience dłużej od niej. Daj jej poczucie bezpieczeństwa i tego, iż można na Tobie polegać.

Nie pytaj jej czy możesz wyjść na piwo z kolegami, bo jeśli musisz to robić to znaczy, że coś jest nie tak. Nie mówię, że masz być bucem i arogantem, nie liczyć się kompletnie z jej zdaniem.
Jednakże, aby to była zdrowa relacja, musisz funkcjonować także poza nią. To znaczy mieć kumpli, przyjaciół, znajomych. Zamykanie się w swoim światku 1:1 jest fajne we wstępnej fazie. A później się robi jak woda w stawie, lekko stęchle i cuchnąco. Natomiast jeśli jej się to nie podoba, to zastanów się jaki jest tego powód. Zazdrość, zaborczość, nieufność? Czy tego chcesz doznawać przez najbliższe miesiące czy lata swojego życia?! A jeśli ona nie potrafi zorganizować sobie czasu bez ciebie, to także oznacza, że z nią coś nie tak.


Odmawia ci seksu? To bardzo źle...
Za Freudem nie przepadam. Uważam, że był popieprzony i miał równie popieprzone w głowie. Ale nie zaprzeczam, że niektóre jego wnioski są bliskie z prawdą i rzeczywistością. Jedną z podstawowych potrzeb faceta jest aktywność seksualna. Manipulowanie facetem przez seks, jest stare jak świat. Zastanów się tylko czy godnym partnerem jest ktoś, kto tobą manipuluje. Brak seksu podkopuje u panów poczucie własnej wartości, sprawczości. Odbiera energię życiową, wchodząc już takie bardziej energetyczne obszary. Co tu dużo mówić. Mężczyzna jest stworzony do seksu. Nie mówię, że jest zwierzątkiem i jak poczuje chuć, ma iść w tango jak wygłodniały wilk. Mówię natomiast, że to bardzo ważna strefa budująca jego obraz siebie. Mój znajomy kumpel prawnik, specjalizujący się w rozwodach, zawsze powtarza: koniec seksu to koniec związku. Prędzej czy później to musi runąć. Albo może ruszyć w kierunku zdrady.


Współistnij, ale nie uzależniaj się i nie rzucaj wszystkiego.
Mam wrażenie, iż ludzie błędnie postrzegają bycie w związku. Dobry związek daje możliwość rozwoju, wzrostu, a nie hamuje go. Nikt nie może od ciebie wymagać porzucenia wszystkiego, odcięcia się od świata zewnętrznego i kompletnego skupienia na drugiej osobie. Czym innym jest współistnienie, a czym innym uzależnienie. Niestety bardzo często słyszę od mężczyzn, że oni już nie chcą związku, bo w poprzednim tyle poświęcili, tak się wypalili, że już nie są w stanie. To nie była relacja, ale jakieś więzienie. Nic dziwnego, że po więzieniu można mieć traumę. Często sami się daliście tam zamknąć. Dobrze jednak wyciągać wnioski na przyszłość. Druga osoba ma być wsparciem i inspiracją, a nie blokiem i hamulcem. Są ludzie pełni życia, którzy pod wpływem nowej miłości gasną, zamykają się i przestają funkcjonować. Mieli pasje, zainteresowania, grali na perkusji czy zbierali zapałki, teraz nastały nowe rządy którym się podporządkowali i nic po tym nie zostało. Tylko praca, dom, rozczarowanie i pustka. Wspólne siedzenie na kanapie, obżeranie się i obwinianie o niespełnione ambicje, jeszcze nikomu dobrze nie zrobiły. To jest akurat pewne.

Wolność i zaufanie to największy dar jaki można dać z siebie drugiej osobie. Trzeba go też umieć dla siebie wyegzekwować. A seks...nie bez powodu panowie możecie się prokreować do śmierci...




Z kim masz do czynienia dowiesz się podczas rozstania

Powiedzonek a propos tego z kim mamy do czynienia i jak trudne jest to do odgadnienia na początku, jest wiele. Zaczynając od beczek z solą, a kończąc na traceniu z głupim i mądrym.
Poznajecie się, jest miło, słodko i przyjemnie. Przykrywacie się miłością- w wersji optymistycznej, jak ciepłą kołdrą, pod którą zawsze można się schować. Kotków, Myszek, Skarbeczków, nie ma końca. Kwiatuszki, prezenciki, kolacje...Start jest przeważnie imponujący. Czy równie imponujące bywają napisy końcowe? Nieczęsto. Ale to właśnie one pokazują z kim mamy do czynienia.

Na początku mamy osobę w wersji demo- czyli demonstracyjnej. Miłej, słodkiej, ugodowej, skłonnej do niespodzianek i poświęceń. Jej życie jawi się fascynująco, jako niekończące się pasmo sukcesów. Jesteśmy oczarowani, a nawet zaczarowani, iż dane nam jest poznać tak fascynującą osobę. Nie ma to nic wspólnego z rutyną poprzedniego związku, dialogów sprowadzonych do kwestii braku masła czy wyrzucenia śmieci. Awantur i pretensji. Z tą nową postacią możemy godzinami rozmawiać o wszystkim, upojeni jej zapachem oraz urokiem...

Po tym etapie najczęściej zaczynają wypadać trupy z szafy...W zależności jak pojemna jest szafa i ile trupów się w niej mieści, wylewa się na nas kubeł zimnej wody. Jej temperatura zależy od stopnia rozczarowania. Nagle się okazuje, że ktoś nie jest gotowy na związek, ma problem z alkoholem, lubi zabalować w stopniu znaczącym, słowo wierność wymazał ze słownika, jest hazardzistą... Przy tym wszystkim bałaganiarz jest najmniejszym przewinieniem. Sytuacja albo się rozwija pomimo wszystko, albo zostaje ucięta.

Ale ze wszystkich etapów znajomości, długo czy krótkoterminowej, wiemy z kim mieliśmy do tej pory do czynienia, dopiero wtedy kiedy dochodzi do rozstania. Po takim doświadczeniu możemy powiedzieć, że kogoś poznaliśmy. Zaczynają się szantaże emocjonalne, tragedie, awantury, kompletna obojętność. Najlepsze są "podziały majątku". Kto bierze kanapę, blender czy kota...Nie mówiąc już o mieszkaniu czy samochodzie. Prezenty zostawiamy czy oddajemy. Teraz dopiero okazuje się co jest czyje, kto czuje się bardziej pokrzywdzony, kto więcej siebie w tę relację zainwestował. Co się komu należy.

Moją ulubioną historią jest ta, w której żona by zostawić po sobie zgliszcza, rozbiła młotkiem toaletę oraz umywalkę w łazience. Widocznie czuła się bardzo pokrzywdzona.

Więc zanim powiesz, że znacie się jak łyse konie...poczekaj do tego momentu. Chyba, że on nigdy nie nastąpi. 




piątek, 6 maja 2016

Staruszkowie kontra ciężarna. Kto ma większe szanse na przetrwanie w miejskiej dżungli

Czasami zastanawiam się kiedy Polska stanie się cywilizowanym światem. Mamy bardzo dobre mniemanie o sobie w porównaniu ze wschodem, ale daleko nam jeszcze do Skandynawii czy zachodu. Tak pośrodku przyszło nam żyć i tak jakoś egzystujemy pomiędzy dziczą,
 a jakimiś standardami wspólnego egzystowania. Kultura i szacunek do drugiego człowieka na codzień nie jest naszą mocną stroną. W wyścigu o miejsce w tramwaju starsze osoby odpalają nitro, pomimo wszelkich niedomagań. Wózkiem sklepowym także dostajesz po tyłku od sąsiada, ponieważ wszystkim się bardzo spieszy. I to zapewne przyspieszy pracę kasjerki. Wyżywamy się na obsłudze zamiast mieć pretensje do zarządu, kiedy ilość kas jest za mała. A w sumie to my jesteśmy małymi ludźmi, skoro wyżywamy się na niewinnych. Nie zawsze oczywiście tak jest, ale niestety w większości przypadków.

Kobieta w ciąży podobno jest uprzywilejowana, podobno. Naklejki "Mama ma pierwszeństwo", kartki na różnych drzwiach mówiące o wchodzeniu bez kolejki, kasy pierwszeństwa w marketach, znaczki w komunikacji. Ale poza tymi symbolami nie dzieje się w tej kwestii nic. Jak sobie nie wywalczysz, to pies z kulawą nogą na ciężarną nie zwróci uwagi. Ale jak to? Wszak to wyjątkowy i błogosławiony czas. Może w mitologii, ale nie w społeczeństwie.

Historia banalna, a doskonale obrazująca rzeczywistość. Kobieta w widocznej ciąży. Nie czeka, aż dopcha się po skierowanie z NFZ na badania i pomimo ubezpieczenia decyduje się zapłacić 190zł za nie w prywatnym laboratorium. Owy przybytek mieści się w budynku razem z innymi placówkami medycznymi. Wchodząc napotyka tłum emerytów i rencistów. Raczej nie spodziewa się, że oni także poszli jej śladem i płacą za tę przyjemność. Średnia wieku 68 lat. Wchodzi do gabinetu by rozeznać sytuację. W tym momencie spada na nią grad wyzwisk i kalumni ze strony owych, wcale nie takich miłych, staruszków. Tłumaczy, że jest w ciąży, ale to nie jest żaden argument. Wszyscy czekają, a ty babo przede wszystkim będziesz czekać, i ciąża wcale ci nie pomoże. Idzie do informacji, drukuje jakieś niezbędne potwierdzenia i pyta panią z obsługi jakie są szanse, że wejdzie bez kolejki. Pani wzrusza tylko ramionami mówiąc: to zależy od reszty pacjentów. Client servive na poziomie. Płacisz za coś co ci się należy, a i tak nie masz na co liczyć. Tak trudno było wyjść zza okienka i powiedzieć: ta pani wchodzi bez kolejki, gdyż jest w ciąży. Ale nic ponad program. Zachciało jej się wyskoków, to niech sobie radzi.

Tłum nadal wściekły, nawet nie ustąpi miejsca by usiadła. Jakiś chojraczy dziadek pokrzykuje, że może symuluje stan wielce błogosławiony. A w jej głowie rodzi się myśl by zignorować zebranych i po prostu wtargnąć.
Badania trzeba robić bez wcześniejszego spożywania posiłku- jak wiemy, a dla niej kolejne 15 minut bez jedzenia skończy się zawrotami głowy, słabością, omdleniem. Tu nie ma kompromisów, dziecko swoje egzekwuje i ma w poważaniu wszystko inne. Tłum oczywiście z siebie zadowolony, wchodzi jeden dziadek, drugi, trzeci. Ona kombinuje... Zostało ich z dziesięciu czyli sytuacja nie do przejścia, a raczej przeczekania. W końcu któryś się lituje i wpuszcza przed siebie. Kobieta jest tam całe 7 min, a wychodząc już czuje, że ledwo stoi na nogach. Przeciągnęła granicę, i teraz nawet jedzenie jej nie pomoże.

Starsze osoby obligatoryjnie z racji wieku oczekują szacunku. Wiece szkoda, że same nie potrafią go okazać. Chcą uczyć młodszych jak się zachować, a sami kindersztubą nie grzeszą. Pierszeństwo dla ciężarnych nie jest głupim wymysłem. Każdy kto miał przyjemność być w ciąży, wie o czym mówię. Nie mnie to oceniać kto ma ile czasu, czy radosny staruszek robiący sobie badania kontrolne- czym sam się chwalił, że wypada mu to co 2 miesiące, może poczekać 7 minut, w momencie gdy dla kobiet w ciąży 7 minut na czzo to bardzo długo. Dodając pobranie dużej ilości krwi to wieczność.


Zawsze bardzo szanowałam osoby starsze, ale nie wszyscy są godni szacunku... Dlatego nie bądźcie zaskoczeni szanowni seniorzy, że po takich akcjach ci źli młodzi, niewychowani, ludzie, nie chcą wam ustępować miejsca w tramwaju, czy jak zasłabniecie nikt wam ręki nie poda. I nie zapłacze, gdy będziecie się żalić, że dzieci nie chcą się wami na starość opiekować. Widocznie mają ku temu jakieś powody.


środa, 4 maja 2016

Kryzysowa narzeczona

Czy każdy zasługuje na wielką miłość? Nie! Każdy dostanie to, co sobie weźmie, a raczej na co sobie nie pozwoli. Mało to romantyczne, za to wielce pragmatyczne.  Na przykład na bycie kryzysową narzeczoną lub męskim kołem zapasowym. A jak to wygląda od środka?

Cień ostatniej szansy. Zawsze mnie ciekawi, jak nierównomiernie rozkładają się u ludzi kompetencje. Jakie mogą zachodzić dysproporcje. A jak wiemy wielce reklamowana harmonia wcale nie jest głupia. Szczęśliwe życie- cokolwiek to znaczy, obejmuje nie tylko spełnienie zawodowe, a przede wszystkim osobiste. Znam bardzo wiele przypadków ludzi, którzy doskonale radzą sobie w biznesie, odnoszą sukcesy, a ich życie uczuciowe jest katastrofą. Myślimy na skróty: on ma kasę i pozycję, więc zapewne ogarnia wszystko. No niezupełnie. Sama się na tym łapię, jak chcę sobie dokopać. Jak to, niedomagasz w tym obszarze? Zła, zła dziewczynka.

Ł. jest bardzo ogarniętym życiowo facetem, w wieku 26 lat zarabiał tyle, że niejeden mógłby mu pozazdrościć. Jest dobrym człowiekiem, nie doszedł do tego po trupach, ale swoją pracą. Mieszkanie kupił za gotówkę, urządził i nabył kilka innych artefaktów. Bardzo dobrze porusza się po codzienności, w sprawach biznesu ma najkrótsze i najskuteczniejsze rozwiązania, bez podważania sumienia. Natomiast jego sprawy sercowe to porażka. Chciałby założyć rodzinę, leży mu to na sercu. Jednak od wielu lat nie ma stałej partnerki, a te z którymi się spotykał nie miały takich ambicji lub on nie trafiał w ich gust. Zwalanie na to, że nie miał w domu dobrego przykładu jest błędem, ponieważ jego rodzice bardzo się kochają. Wcale nie tak powoli zaczęła dotykać go desperacja, a jak wiemy, to jeden z najgorszych doradców.

Kryzysowa narzeczona. Ł. doszedł do ściany. Postanowił, iż jak pozna w miarę fajną dziewczynę, która będzie zainteresowana związkiem na stałe, to nie będzie czekał na fajerwerki, szybko się oświadczy, w końcu ustatkuje. No i poznał dziewczynę. Wprawdzie nie w jego typie, ani fizycznym ani psychicznym, za to chętną, domniemam równie zdesperowaną. Dziewczyna z małego miasteczka dobijająca 30stki, już jest mocno w plecy z planami małżeńskimi. Jakieś 5 lat. Dobrali się prawie idealnie. Ona nie jest dla niego atrakcyjna fizycznie, mają inne zapatrywania na życie. Ona chce żyć w małym rodzinnym miasteczku, on dalej robić karierę w Warszawie. Jemu zależy na poziomie  życia, ona ma do tego stosunek ambiwalentny. Ona wierząca, on nie bardzo. Jedno w prawo, drugie w lewo. Czyli prawie wszystko się zgadza. Rozmawiałam, tłumaczyłam, że to prędzej czy później się rozpadnie. Teraz jeszcze przecierpi tę sytuację, ale jest perspektywa, że do końca życia będzie budził się koło widoku osoby na widok której będzie mu się wszystkiego odechciewało. Zagości żal i niespełnienie. Okazałam się nieskuteczna.


Nie z tego powodu, ale jakoś drogi nam się rozeszły. Myślałam, że jednak ten związek umrze śmiercią naturalną. Choć jedno zawalczy o coś lepszego. Nie. Po 2,5 roku nadal są razem, słodkie fotki na fb to dokumentują. Tylko żaru w tym brak. Najgorzej jak się ktoś uprze...

Ciekawa jestem jak ta sytuacja wygląda z jej perspektywy, bo kompletnie jej nie znam. Jakoś mój znajomy nie doprowadził do spotkania tłumacząc, że będzie zazdrosna, a i tak już grzebie mu w kompie i telefonie. Czyli pełne zaufanie, fundament udanego związku już jest. Czy jakby wiedziała, że mu się nie podoba, w żaden sposób, dalej by z nim była? A może on też nie jest dla niej atrakcyjny, ale trzeba wyrobić plan na życie...

Brzydka ona, brzydki on... Brzydcy ludzie jakoś się przyciągają. To nie jest moja ocena ich urody. Sami uważają się za mało atrakcyjnych, więc nie mierzą za wysoko.  Łapią się cienia ostatniej szansy. Boją się, że przetrącony absztyfikant lub kuśtyczka odjedzie jak ostatni pociąg na zadupiu, a oni już nikogo nie znajdą. Znów desperacja jako główna motywacja.


Kolejny Ł. Jak na faceta mało atrakcyjny, trochę zaniedbany- te kilka kilogramów mógłby zrzucić i od razu poczułby się lepiej. A jednak jakiś urok w nim był. Co ciekawe chłopak z nadwagą gustował wyłącznie w chudzinkach (spotykam się z tym nie raz). Chciał sobie tym coś dorobić, bo przeważnie miał dziewczyny w typie Gwiazdy. Tipsy, opalenizna tunezyjska, mocne utlenienie włosów... Pobawiły się trochę chłopakiem, pociągnęły kasę i szły dalej. W końcu się poddał. 
Napatoczyła się panna z nadwagą, dziwną szczęką, w typie oazowiczki: jakaś niekształtna spódnica, związane w warkocz włosy, zero mejkapu. Doszedł do wniosku, że zamknie oczy i za ojczyznę posiądzie ten wianek. Wszystkim wokół tłumaczył, że piękna nie jest, ale ma dobre serce. Widocznie wystarczy. Są małżeństwem od jakiegoś czasu, mają już 2 dzieci. Szybko im  to poszło. Nawet bardzo. Trzeba było szybko działać... tyle, że on ogląda się za pięknymi paniami, a ona o czym myśli...tego nie wiem. Ja natomiast myślę o ich wyborach. Podobno prowizorka utrzymuje się najdłużej. A relacje międzyludzkie niewiele mają wspólnego z logiką.

Niech on zwariuje na twoim punkcie. Niech ona kocha cię całym sercem. 
Nie odbieraj sobie szansy na szczęście i prawdziwą miłość, bez znaczenia czy masz 30, 40, 50 czy 60 lat, bo będzie narastać w tobie rozczarowanie i zgorzknienie.To jak postrzegają cię inni w dużej mierze nie ma nic wspólnego z tym jak robisz to ty. Myślisz o sobie źle? Jesteśmy wobec siebie bardzo krytyczni i najczęściej zaniżamy swoja "wartość rynkową". Kiedy dopada nas kryzys, popatrzmy na sytuację z perspektywy czasu.  Po radykalnych decyzjach jak ślub z osobą której może nawet nie lubimy, będzie tylko gorzej. Szambo żalu wybije prędzej czy później. Odkręcenie sytuacji będzie trwało dłużej, niż wcześniejsze wyplątanie się. Czy warto zmarnować sobie życie? Czy mało jest nieszczęśliwych ludzi by dołączać do ich grona? Może warto poczekać na kolejny pociąg, a nóż okaże się Złotym.