czwartek, 28 kwietnia 2016

Damą być. Czyli 7 atrybutów klasy, stylu i czego nie robić w pociągu

Jadę pociągiem relacji Namysłów- Wrocław. Doskonale zdaję sobie sprawę, że miejsce z którego wyruszam należy do dość ubogich rejonów, a jednak bardzo się zaskoczę. Naprzeciwko mnie siada kobieta w wieku dość znacznym, ale może to tylko wrażenie ogólne. Może po prostu jest zmęczona życiem. Na pierwsze spojrzenie, rzuca mi się w oczy jej pomalowane na niebiesko oko...zobaczmy co dalej... a dalej jest tylko lepiej. Nóżka w cielistej rajstopce... tyle tylko, że nigdy nie tknięta maszynką do golenia. Paznokietki obgryzione do krwi... A co robi Dama po uprzejmym zapytaniu o miejsce?! Wyciąga lusterko i... zaczyna pensetą wyrywać wąsa. Dość pokaźnego i czarnego. Do tego pachnie bardzo tanimi perfumami z targu. Nie wierzę w to co widzę.


Wrażenie ogólne =  powalające. 

Zwrócenie na siebie uwagi = 120% 

Padłam.

I nie pomógł mi Powerade...


Zaczęłam się dogłębnie zastanawiać czy to na pewno chodzi o pieniądze, czym jest styl i klasa oraz czy domowe spa powinno odbywać się w miejscach publicznych.  Bo można mieć 3 sukienki i 2 pary butów, a zawsze wyglądać stylowo. Mieć niewiele, ale zawsze klasę. To COŚ nieuchwytnego, a odpowiadającego za całokształt. Doskonale to widać po naszych gwiazdach większego lub mniejszego formatu. Są ubrane albo przebrane. Nawet za największe pieniądze pewnych kwestii nie kupisz.


Czy trzeba mieć nie wiadomo jakie nakłady finansowe żeby zawsze dobrze wyglądać? I zachowywać się jak DAMA?

Podstawa to:

BRAK WĄSA
Kobieto! Na wszystkich bogów w których wierzysz i w których nie wierzysz... bez znaczenia czy masz 13 czy 130 lat...nie hoduj wąsa! Ile razy widzi się atrakcyjna młodą kobietę z fajnym mejkapem, stylem...oraz wąsem. No nie...Tak nie może być.
Matko zapracowana i zabiegana- także spojrzyj w lustro czy czasami nie rzucił ci się wąs... On u kobiety jest zdecydowanie zły! Zawsze!!!

Może trzeba zrobić jakąś ogólnopolską akcję promującą depilację twarzy... zebrać gwiazdy, zwołać reporterów... od razu mówię, że się pisze na ambasadorkę walki z włochatą kwestią.




ZAWSZE ŚWIEŻE WŁOSY
Nie pomogą nie wiem jak drogie ubrania i dodatki jeśli masz nieświeże włosy. Od nich bardzo wiele zależy, tak zwane wrażenie ogólne. Potrafią kompletnie położyć lub zbudować wygląd. Jak to mówią fryzjerzy: nie każdy rodzi się ze szczotką w ręku, ale umycie ich nie jest chyba, aż takim wyzwaniem. Dobra stylizacja też wiele robi. Inwestycja we fryzjera lub samodzielnie zbudowany styl nie jest fanaberią, a gwarancją dobrego wyglądu i samopoczucia.

Temat fryzjerów to temat rzeka, na zasadzie rosyjskiej ruletki. Albo się uda albo nie. Sama pamiętam kiedy chwilę przed maturą przewrotnie z włosów za ramiona postanowiłam "coś" zrobić. No i wyszło "COŚ". Weszłam do pierwszego lepszego saloniku i powiedziałam, iż marzy mi się zmiana. Była prawie tak udana jak obecne ruchy rządu. Efekt... gniazdo strusia. Dziwnie krótkie na dole, jakieś ferfocle na górze. Nikt by w tym dobrze nie wyglądał. A fryzjerka do mnie: no! Całkiem inna twarz... Fatalnie, strasznie i źle. Myślałam, że dostanę zawału... We włosy warto inwestować.

Kolejny temat to farbowanie. Platynowy blond nie jest stylowy...no i kwestia odrostów. Były modne kontrolowane, ale normalnie wyglądają fatalnie. Jak już się decydujesz na jakiś kolor to pomyśl czy jesteś w stanie go utrzymać i zadbać o ich brak. Bo one doskonale odejmują wdzięku.




BRAK NIEBIESKIEGO OKA
Niebieski to trudny kolor w makijażu. Można się doskonale na nim przejechać. Więc po co ryzykować, lepiej zapobiegać niż leczyć. Dobranie odpowiedniego odcienia jest trudne, żeby nie wyglądać tanio, bardzo tanio. Jak Pani z Mięsnego. Jeśli chcesz uniknąć takiego efektu- unikaj niebieskości na oku.





DEPILACJA
Wiele razy byłam świadkiem widoku atrakcyjnej dziewczyny w rajstopach z...nieogolonymi nogami...A przejażdżki komunikacją miejską dostarczają faktów na temat owłosienie pod pachami. To od razu budzi pewne wątpliwości jakie jeszcze można spotkać niespodzianki. Depilacja obecnie jest podstawą higieny. Pachy, nogi...wąs... No chyba, że ktoś lubi kobiety pierwotne, obawiam się jednak, że amatorów może być jak na lekarstwo.




DOBRA TOREBKA, BUTY i PERFUMY= STYL
Możesz na prawdę mieć kilka ciuszków, ale dobrze wyglądające i wygodne buty (tak, tak, wygodne, w których nie chodzisz jak na szczudłach) to podstawa. Do tego torebka. Także możesz mieć jedną czy dwie, ale za to porządną, a nie 15 bazarowych krzyków mody... To podstawa stylu.

Perfumy to także must have inwestycji. Lepszym wyborem jest jeden markowy zapach z którym będziesz kojarzona niż 15 flakonów za 10zł, które pachą tandetą. Nie mówię, że kupienie drogich butów, torebki i perfum jest z automatu drogą do sukcesu. Ale kupowanie taniości najczęściej kończy się efektem taniości.





TEGO CZEGO NIE WIDAĆ czyli BIELIZNA
Coś co także często pozostawia wiele do życzenia... czyli bielizna. Możesz mieć stylóweczkę jak milion dolarów, ale jak masz poszarzałe majtki, brudny, brzydki stanik, bo przecież normalnie go nie widać, to woła o pomstę do nieba. Nigdy nie wiesz kiedy będziesz się musiała rozebrać. Możesz mieć wypadek, coś się może stać i trzeba będzie pokazać te nieefektowne szmatki na przykład w szpitalu. Wtedy dodatkowy stres gwarantowany.
Mężczyźni zwracają na to dużą uwagę i ty też powinnaś. Mając świadomość, że masz piękną bieliznę będziesz się lepiej czuć.
Nie ważne czy jesteś matką, ciężarną, żoną po 15 latach małżeństwa czy kochanką. Zrób sobie dobrze bielizną. Kiedy masz nosić te koronki jak nie teraz?
Kolejna kwestia to czy dorosła kobieta powinna nosić bieliznę z Myszką Miki... Ale to już zostawiam wam pod rozwagę...




PAZNOKCIE
Wielkie szpony we wzorki nie są znakiem jakości. Podobnie obgryzione do krwi ogryzki. Jak w przypadku akcesoriów lepiej zainwestować w kilka dobrej jakości lakierów, niż całe stado kolorów nie pasujących do niczego. Sprawdza się zasada im mniej tym lepiej. To na prawdę widać i ludzie zwracają uwagę na dłonie oraz paznokcie. Podobnie kontrowersją jest czy kobieta, a nie dziewczyna, powinna mieć na nich milion kolorów i wzorków. Tak częstokroć infantylnie, jakby ciało jej wyrosło, a umysł nie bardzo. Choć nie zawsze musi tak być, bo nie chodzi o pójście w nudę, ale dobry smak... jak na przykład zaprezentowany na zdjęciu...



Zamieszczone w poście zdjęcia nie są moja własnością.

niedziela, 24 kwietnia 2016

Trudne związki. Nie tylko ludzkie

Ludziom bardzo często się wydaje, że są wybitnymi specjalistami w komplikowaniu sobie życia. Wchodzeniu w nieoczywiste relacje, błądzeniu i cierpieniu, zagryzanym chwilami radości. Ale Niebezpieczne Związki przytrafiają się nie tylko ludziom…

Konno jeżdżę od dziecka i relacje które te zwierzęta nawiązują ze sobą oraz z ludźmi, są fascynujące.

Fidryna- piękna, subtelna, zdolna klaczka. Cała kara, delikatna i piekielnie utalentowana. Jak przystało na końską arystokratkę, nawet jak się wkurzy to tak stanie dęba, żeby nikomu nic ci się nie stało. Delikatnie manifestuje swoje niezadowolenie, trudno ją zdenerwować. Nigdy nie nadepnęła na człowieka, nie otarła czy przycisnęła do ściany (tak, tak, niektóre konie tak lubią, sprawdzają ludzką wytrzymałość. Kiedyś tak zrobił mi ogromny ogier, udało mi się wydostać, ale to była bardzo krucha sytuacja. Siły psychicznej nauczyłam się także na koniach… trzeba mocy by zdominować takie wielkie, silne i nieokiełznane zwierze). Jednym, słowem jest wspaniała, subtelna i delikatna. Bardzo ją lubię.

Jej przyjacielem życia jest wałach Bandi. W typie przerośniętego- chłopca. Wielki, silny i... głupi. Może nie głupi, ale uparty maksymalnie. Można bata na nim połamać, krzyczeć, siłować się, a on i tak zrobi swoje. Choć czasami  bywają przebłyski w jego wielkiej głowie, to trudny materiał genetyczny. Poprzedni właściciele traktowali go jak dużego psa. Niewiele wymagali, karmili smakołykami. Wyrósł rozpieszczony i egotyczny.  W obsłudze preferuje mężczyzn, silną rękę i działanie siłowe. Nadobna niewiasta niewiele na nim pojeździ. Lubi być ostro trzymany za ryj, wtedy czuje że żyje. Zamiast 3 godzin siłowni, wystarczy z tym Panem 40 minut w siodle.

Ona delikatna i zwiewna. On jak walec drogowy. Żyją razem, a dziwność tej sytuacji polega na tym, że ona go uwielbia, a on ją… nie. Jeśli nie ma go w pobliżu, szuka go i rży  wystraszona. Można powiedzieć, iż wypełnia jej świat. Natomiast on jak przystało na macho, traktuje ją dość ambiwalentnie. Wyżera jej siano, jak ktoś ją głaszcze, a nie jego, obrywa od niego kopniaki. Kiedy przychodzi się poocierać, on  ma to gdzieś i sobie odchodzi. Podpuszcza ją by wchodziła w elektrycznego pastucha (miała obcięte wąsy przez poprzednich właścicieli, co upośledziło jej czucie, więc nie wyczuwa przepływającego prądu, ale co tam czucie, ładniej to wygląda...) i zostaje kopnięta prądem. Czyli ewidentnie ją podpuszcza. Wpycha ją w kałuże, choć wie, że ona tego nie lubi... Jest dla niej okropny...a ona... dałaby się za niego pociąć. Kiedy głupol zablokował się na leżąco w swoim boksie, bo wykopał dziurę i nie mógł wstać, to tak rżała, że obudziła w nocy właścicieli żeby go uwolnili… Obawiam się analogicznej sytuacji, on niewiele by się przejął. Spał by dalej albo patrzył jak się biedna męczy.


To takie pocieszenie, że ciężkie relacje nie towarzyszą tylko nam. Oni raczej tak będą siebie znosić do końca. My na szczęście możemy podejmować decyzje, analizować, obierać inną drogę i szukać szczęścia jeśli go nie zaznajemy. W naszym przypadku nic nie jest na zawsze, o ile nikt się nie uprze. 



czwartek, 21 kwietnia 2016

CYCKI bez kompleksów 4. Duże cycki duży problem

„Zrobiła sobie cycki” takie słowa są piętnujące i pejoratywne, jednak bardzo wygodne by je w kogoś cisnąć. Walimy słowami bez zastanowienia, wszak to nie kosztuje, a jaka satysfakcja. Ale te cycki czasami trzeba rzeczywiście zrobić. Szczególnie jak w przypadku dzisiejszej Bohaterki.


Moim Gościem w poprzednim *cyckowym poście* była Paulina brafitterka. Dzięki niej poznałam Alicję. Kiedy Paula mi o niej opowiadała nie mogłam nie wykorzystać okazji by jej nie poznać, a ona jest na tyle otwarta oraz szczęśliwa z nowym biustem, że zgodziła się na małe zwierzenia.





Poprosiłam Alicję by opowiedziała o swoich doświadczeniach z dużym biustem, operacją i sytuacją po zabiegu. Osobiście bardzo mnie jej słowa wzruszyły , cieszę się razem z nią jej obecnym stanem.


 Ponad 4 lata temu podjęłaś decyzję oraz odbyłaś operację zmniejszenia biustu. Jaki czas nosiłaś się z tym zamiarem i jak wyglądała droga do realizacji?


W wieku 16 moje piersi urosły do monstrualnych rozmiarów. Nie było wtedy staników na tak duży biust, a już tym bardziej staników sportowych. Wtedy po prostu przestałam ćwiczyć i pogodziłam się z myślą, że życie z takimi cyckami wygląda po prostu inaczej.
Po paru latach zaczęły się problemy z kręgosłupem. Na imprezach co chwile marudziłam, że chcę usiąść, bo bolą mnie plecy. Wieczorami, jak wracałam po całym dniu na studiach lub później po pracy, rozpinałam stanik, bo tak bolały. Często nawet zdejmowałam go w toalecie przed wyjściem. Przytyłam i zaczęłam czuć się ze sobą bardzo źle. Kiedy tylko podejmowałam próby ćwiczenia, kończyło się otarciami, a nawet krwawiącymi ranami.

 Przyjaciółka już od pewnego czasu podsyłała mi informacje na temat operacji biustu, ale jeszcze się bałam takiej decyzji. Aż w końcu doszło do tego, że po kilku godzinach chodzenia musiałam się kłaść, bo miałam wrażenie, że kręgosłup złamie mi się na pół. Miałam już wtedy dobrze dobrane staniki, ale to nie przynosiło ulgi. Na stałe miałam odciśnięte ramiączka od stanika na ramionach. Budziłam się na dzień dobry z bólem kręgosłupa.

W 2012 zdecydowałam się w końcu na operację zmniejszenia piersi. Na prywatny zabieg nie było mnie stać, ale okazało się, że NFZ robi takie. Więc podjęłam walkę o miejsce w kolejce. Najpierw musiałam otrzymać skierowanie od lekarki rodzinnej do chirurga plastycznego ze wskazaniem operacji. Udało mi się dostać skierowanie bez problemu, ale wiem, że inne dziewczyny miały z tym problemy. Należy wtedy chodzić do lekarzy, aż do skutku! Następnie odczekujemy kilka miesięcy na wizytę u chirurga. W międzyczasie należy załatwić np. zaświadczenie od ortopedy, że mamy zmiany w kręgosłupie i wskazana jest operacja zmniejszenia  oraz opinia od psychologa. W moim przypadku były to już nieodwracalne zmiany odcinka szyjnego.

I tak wylądowałam u chirurga plastycznego z moim biustem 80J. Nawet nie zajrzał do dokumentacji, od razu powiedział, że konieczny jest zabieg.
Wyznaczono mi termin na początek 2013 roku. Niestety z powodu różnych zmian strukturalnych i bałaganu w szpitalu operacja bardzo mocno się odwlekła. W końcu wylądowałam na stole operacyjnym w czerwcu 2013 roku. Miałam wtedy 27 lat.

Bardzo bałam się bólu i pierwszych dni po operacji. Co ciekawe zaraz po, przestał boleć mnie kręgosłup. Od razu! Jakby ktoś magiczną różdżką usunął cały ból. Piersi wcale tak nie bolały, mimo, że jestem osobą nadwrażliwą na ból. Życie było cudowne! A one piękne i malutkie ;) Żółte, sine, ale malutkie. Przed operacją sporo schudłam, żeby potem biust mi nie oklapł ;) Skończyłam z rozmiarem biustu – 70D, czyli idealnym!


 Jakie są koszty takiej operacji, ewentualne dofinansowanie?


Jak pisałam wcześniej, operacje można zrobić prywatnie. Ale to koszt od kilkunastu do nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych. Na NFZ ponosimy tylko koszt stanika i opatrunków, które robimy w domu. Wtedy największy koszt to stanik pooperacyjny, który kosztował nieco ponad 200zł. Później piersi należy przemywać, smarować i czasem opatrzyć. Koszty maści, bandaży, wody to maksymalnie 50zl miesięcznie. Potem oczywiście dochodzi smarowanie blizn, w zależności od tego jak komuś bardzo przeszkadzają, można używać najtańszych smarowideł na blizny, albo mega drogich (ponad 100zł). Mnie blizny nie przeszkadzały i nie są aż tak widoczne, żeby je fanatycznie kremować ;)

Powrót do normalnego życia zajmuje kilka dni. Jednak całkowite wygojenie piersi trwa od pół roku nawet do roku.

Co najzabawniejsze. Trzeba się nauczyć chodzić na nowo! Każda zoperowana kobieta ma wrażenie, że piersi ciągną ja do podłogi i chodzi zgarbiona z podniesionymi ramionami do góry. To jest najtrudniejsza rzecz po całej operacji, zmienić postawę ciała, poza oczywiście podjęciem decyzji o niej ;)


 Wiem że nie odbyło się bez komplikacji. Czy możesz o tym opowiedzieć?


W moim przypadku lekarze nie przeczytali dokumentacji medycznej jaką dostarczyłam i skończyło się zakrzepicą w bardzo ostrym wydaniu. Na dobę zostałam całkowicie unieruchomiona w łóżku. Potem musiałam codziennie dostawać zastrzyki w brzuch. Najgorzej, że po wyjściu ze szpitala musiałam sama je sobie robić. Mój brzuch wyglądał jak jeden wielki siniak. Prawie rok trwała moja walka z zakrzepicą, zastrzykami, lekami doustnymi i bieganiem na badania krwi co 3 dni. Ale ją wygrałam! Nie biorę już leków i regularnie ćwiczę.


Co dla Ciebie zmieniło się od czasu operacji, nie tylko fizycznie ale zwłaszcza psychicznie...


Wszystko! Odzyskałam życie. Dostałam szansę na drugą młodość. Z tak dużym biustem jaki miałam, bez względu na to co założyłam i tak wyglądałam wulgarnie. Wszyscy zwracali uwagę na moje piersi. Nie mogłam biegać, ani ćwiczyć. Nawet obciąć sobie paznokci u stóp! Teraz jak idę na imprezę to mogę być pierwsza i wyjść ostatnia, mogę przetańczyć całą noc. Nic mnie już nie boli, bez problemu mogę ćwiczyć. W lato skóra pod piersiami mi nie gnije. Mam staniki we wszystkich kolorach tęczy i wszystkich możliwych fasonach. Co najlepsze, mogę nawet chodzić BEZ STANIKA! W końcu mogę żyć!


Zdjęcie przykładowe pokazujące piersi PRZED i PO operacji

*** Nie znałam wtedy Alicji, ale znam ją dziś. Szczupłą, uśmiechniętą kobietę, biegającą w maratonach. Myślę, że w poprzednim wydaniu byłoby to niemożliwe. Dlatego warto czasami podjąć radykalne decyzje, by zmienić jakość życia.

sobota, 16 kwietnia 2016

Facebook twoim własnym reality show

Chodziłyśmy razem do szkoły, nawet nie do tej samej czy równoległej klasy. W tamtym czasie nie zamieniłyśmy ani jednego słowa. Jednak dostałam zaproszenie od niej do grona znajomych na facebook`u. Byłam zainteresowana po co, skoro nie wykazywała zainteresowania moją osobą w tamtym czasie. Dlaczego robi to 5 lat później? Odpowiedzi jednoznacznej nie uzyskałam. Za to z ciekawością zaczęłam obserwować co się dzieje w jej życiu.
A materiał był zacny, istne reality show.

Dokładnie tak samo wyglądało jej życie jak ją zapamiętałam. Czyli słodkiej dziewczynki z koniem, której rodzice nigdy nie pozwolili wydorośleć, pomimo zbliżającej się trzydziestki. Aktywność na profilu była wzmożona- ja i moja sweet cudowna kawa, ja z przyjaciółkami, ja na zakupach, ja i mój samochód, ja i mój koń... oraz mój faworyt- ja i mój cudowny kochany przesweetaśny mąż. Dziubków, całusków, wyznań miłości w stylu: lofciam Cb, serduszek, foteczek ze ślubu i randeczek, nie było końca.
Jej wybranek wspaniały romantyk oświadczył się podjeżdżając pod okno na jej własnym koniu. Temat konia był raczej łatwy do załatwienia, delikwent musiał się tylko nauczyć na nim trzymać przez całe 20 minut. Ale czy to nie przesłodkie i przeurocze. Oczywiście fotorelacja odbyła się na profilu. Dokumentacja na koniu, na kolanku, kwiatuszki, pierścionek, łzy wzruszenia. Tylko pozazdrościć.

Pomimo zamienionych przez całe życie kilku zdań, od teraz wiedziałam co je, z kim, gdzie śpi i z kim. Wspaniale!

Z zaciekawieniem czekałam co dalej, jak rozwinie się sytuacja. Teraz zapewne zostaną przesłodkimi rodzicami, za słodkim bobaskiem. Jakie było moje zaskoczenie, gdy zaczęły pojawiać się fotki, ale już z innym panem, za to z z równie wylewnymi wyznaniami. Co się stało z poprzednim? Czy po uroczym ślubie, było równie urocze przyjęcie rozwodowe? To już nie zostało udokumentowane. A to przecież duża strata dla tych wszystkich którzy byli w temacie. To tak jakby w serialu wyciąć kilka odcinków, fabuła się urwała. Tak się po prostu nie robi.

Zastanawiam się czy ludzie czasami myślą nad tym co pokazują innym, obcym lub bardzo obcym. Nie powiem, lubię prowokować, wkładać kij w mrowisko i patrzeć jak mrówki biegają. Ale robię to celowo, by wywołać jakąś reakcję. Natomiast takiego pokazywania, tak zwanej prywaty, nie rozumiem z czego wynika, z ukrytego ekshibicjonizmu? Chęci pokazania się? Naiwności? Deficytu uwago? Nie wiem...

Życie innych potrafi być fascynujące i inspirujące. Są osoby wyjątkowe, kiedy wszystko ci opada patrzysz na ich drogę, odzyskujesz morale. Wzbierasz znów w walce. Oni są bodźcem niezaprzeczalnie, chwała im za to. Ale są to nieliczne osoby. A takie uzewnętrznianie się...nie jest w dobrym tonie. Olać ton, może jednak okazać się niebezpieczne. Zanim więc coś wrzucisz przesłitaśnego, może warto się zastanowić po co i kto na to będzie patrzył, czy nie robisz ze swojego życia show dla innych. No chyba, że robisz to świadomie i za dobre pieniądze. To już inny temat.







czwartek, 7 kwietnia 2016

Niezależna kobieta zmorą współczesnego faceta

Swojego czasu chadzając na randki, prędzej czy później z ust faceta padało pytanie, a raczej stwierdzenie: ty też jesteś silna i niezależna, prawda? Wtedy zaczynałam coś tam tłumaczyć, ale niewiele to dawało, bo właśnie rozpoczynała się tyrada, że kobiety już nie potrzebują facetów. Nawet w seksie potrafią same sobie poradzić, więc on jest im potrzebny jak rybie rower- przejechać się można ale po co (K. Kofta). Dorabiają się szybciej mieszkań, robią karierę, zarabiają więcej- jak się postarają. Generalnie panowie czują się niepotrzebni, a ich rola staje się bliżej nieokreślona. Jasne, jest grono tych deklarujących, iż wcale by im nie przeszkadzało, kiedy kobieta więcej by zarabiała, odnosiła sukcesy itd. Należą oni jednak do mniejszości. Deklaracje deklaracjami, a jak by się to skończyło to inna historia. Doskonała większość hołduje staroświeckim poglądom, potrzebują znać swoje miejsce w szeregu. 

Co znaczy kobieta niezależna dla mnie. Dziś. Kiedy mam 30 lat.
Będąc dwudziestolatką oznaczało to niezależność finansową i ogólnie życiową. Uniezależnienie się od drugiego człowieka. Chcesz przybić sobie gwoździa? Zrób to sama. Chcesz wyjechać na drugi koniec świata? Jedź, nie pytając o zdanie. Chcesz mieć swoje gniazdko? To je sobie kup… tak jak i wszystko inne. 

Pochodzę z klanu silnych kobiet, to babcia, matka i ciotka trzymały dom, rodzinę w garści, a jak trzeba było całą okolicę. Były cholernie skuteczne, ale czy szczęśliwe? Czy ściskanie we własnych garściach wszystkiego i wszystkich wyszło im na dobre? Dobrze jest znać swoją moc, co nie oznacza, iż zawsze trzeba jej używać w maksymalnych ilościach. Widziałam je rozżalone, że nie mogą liczyć na mężów, w razie W są zmuszone same iść na barykady, czy to chodziło o pieniądze czy cokolwiek innego. Uporem przebijały mury, stawiały domy lub rodzinę do pionu. Pchały do przodu swoich facetów, to dzięki nim oni mieli pozycję. Pytanie czy o to chodzi?!

Dziś dla mnie kobieta niezależna to taka, która robi swoje, osiąga to co chce, ale nie szarpie się z tym w pojedynkę. Ma u boku równie ogarniętego mężczyznę, na którego może liczyć- słowo klucz. Nie bierze sobie synka na odchowanie, ani pana, którego jak kwiatka hoduje na parapecie. Facet ma być utylitarny. Można na niego liczyć. Swobodnie korzystać z jego chęci niesienia pomocy, opieki. On także ma swój plan na życie i go realizuje. Nie potrzebuje pchania do przodu. Usmaży jajecznicę i nie trzeba drżeć kiedy zostanie sam z obawy, że padnie z głodu. Majty także potrafi uprać bez ofiar w ludziach i sprzętach.

A kobieta... doskonale wie, że sama mogłaby przestawić ścianę, pomalować cały dom, położyć kafelki. Nie robi tego jednak. Nazwijmy to- oddelegowuje zadania. Nie nosi siat z zakupami, nie kopie ogródka czy pali w piecu. Robi to jej mężczyzna, a jeśli takowego nie posiada, ma przecież wielu znajomych chętnych do niesienia pomocy. Ona w tym czasie ma czas dla siebie, książka, depilacja, maseczki, ploteczki.

Nie płacz, że jesteś urobiona po uszy i nie masz czasu dla siebie, jeśli o ten czas nie prosisz. Nie płacz, że sama byś to lepiej zrobiła, bo widziałaś co brałaś…

Jeśli każdy w związku zna swoje zadania, czuje się bezpiecznie. Umiejętność proszenia o wsparcie jest dość ważną kwestią i długo nie byłam jej fanką. Pamiętam z dzieciństwa jak o cokolwiek prosiłam ojca. Doprosić się było ciężko, a częstokroć efekt nie był zadowalający. Do tego musiałam się nasłuchać tyrady i aktów niezadowolenia. To nie sprzyja rozwojowi tej kompetencji. Ale sprawczynią takiej sytuacji była moja matka, która go oduczyła robienia czegokolwiek. Ręce jej opadały, gdy brał się za najprostsze czynności, więc go odciążyła całkowicie.

Dziś jestem odporna psychicznie i jeśli nie mogę liczyć na potencjalną pomoc partnera bo: jest tak zajęty sobą, robi łaskę, zbawia świat, zamiast zbawiać siebie i swoje najbliższe otoczenie, nie ma czasu na nic, nie ma czasu dla mnie, to się żegnamy. Przed oczami staje mi obraz matki z piętnastoma siatami, malutką mną oraz koniecznością przebycia dalekiej drogi do domu trzema autobusami. Nie, dziękuję. A ta sytuacja mogłaby całkowicie inaczej wyglądać, ale to już kwestia wyboru, gustu i konsekwencji. Czasami mniej znaczy więcej. Bądź tym Puchem, któremu trzeba usuwać pyłek spod nóg, a że w torebce masz młotek na wszelki wypadek i scyzoryk szwajcarski... to już inna kwestia.




środa, 6 kwietnia 2016

Kurwa warszawska czyli krótka charakterystyka Stołecznego Miasta Warszawa

Przez szereg lat zastanawiało mnie dlaczego tworzy się piosenki o Warszawie, a nie ma ich o innych miastach. Jako wrocławianka, przez bardzo długi okres czasu pałałam wielką awersją do niej i zarzekałam się, jak żaba błota, iż nigdy w niej nie zamieszkam. Prowadziłam nawet zażarte dyskusje z rodowitym warszawiakiem, że za żadne skarby. Aż kiedyś przypadkiem, 10 lat później, spotkaliśmy się na Marszałkowskiej, a ja już w niej mieszkałam od roku…

Mówią, że Rosja to nie państwo, to stan umysłu. Podobnie można powiedzieć o Warszawie. Kocha się ją lub nienawidzi. Grasz w tę grą lub odpadasz. Masz apetyt na sukces, to jest niewątpliwie odpowiednie miejsce, ale równie dobrze możesz ponieść spektakularną porażkę. Ja obecnie zdecydowanie zaliczam się do grona jej wielbicieli, co nie oznacza, że nie potrzebowałam zrobić sobie od niej przerwy, by przypomnieć sobie kim jestem i czego chcę. Bo o tym można łatwo zapomnieć w wirze wydarzeń.

Miasto skrajności. Obok wspaniałych zapierających dech w piersiach wieżowców, przeżytki PRL`u, obok kosmopolitycznego centrum, brudne, zapuszczone dzielnice. Kultura wysoka idzie ramię w ramię z disco polo, puszczanym rano sąsiadom na warszawskiej Pradze. Mamy Dom Handlowy Vitkac z markami Louis Vuitton, Chanel, Dior oraz PSS Społem pamiętający Gierka, za to nie pamiętający remontu. Ultra nowoczesne Muzeum Powstania Warszawskiego i Muzeum Techniki, jakby wsiąść do kapsuły czasu i przenieść się do lat 80tych i 90tych. Swoją drogą gorąco polecam i jedno i drugie. Wrażenia gwarantowane. To się kocha albo nienawidzi. Nie pozostaje natomiast obojętnym.

Kosmopolityczność. Niewątpliwie Warszawa ma w sobie powiew wielkiego świata. Czuje się ten typowy dla dużych stolic ruch, puls, intensywność, pęd. Na ulicach uświadczysz ludzi z całego świata, wszelkiej maści, kolorów, to także miejsce przyjazne mniejszościom. Jesteś biały, czarny, szary, jesteś gejem czy lesbijką. Masz 7 milionów tatuaży i kolczyków, lubisz Hello Kitty pomimo ukończonych 40 lat ? Nikogo to nie obchodzi. Każdy gdzieś biegnie, załatwia swoje sprawy. Jeśli ciśnie cię mała lokalna społeczność, to odpowiednie miejsce dla ciebie. Poszukujesz anonimowości, chcesz realizować swoje szaleństwa bez czujnego oka sąsiadów z drugiego końca wioski? Czuj się zaproszony.

Otwartość i szczerość. Tu przewidywalność nie ma racji bytu, możesz wyjść na ulicę, będzie mijał cię jakiś reżyser, wpadniesz mu w kadr oka, co spowoduje, że z dnia na dzień zostaniesz aktorem. Ktoś podejdzie i najnormalniej w świecie zaprosi na kawę, bo czemu nie… ładna pogoda, masz zgrabne nogi, fajny kapelusz. Nie zdziw się też, jeśli ktoś nieznajomy zapyta się wprost ile zarabiasz, jaki płacisz czynsz, co lubisz w łóżku czy cokolwiek. A jak będziesz śmierdzieć w komunikacji miejskiej- nie omieszka tego zauważyć. Warszawiacy są dość specyficzni, a raczej wyznają zasadę: szczerość ponad wszystko. Co możesz uznać za nietakt, dla nich jest naturalne. Więc motorniczy dostanie siarczystą uwagę, że ziemniaków nie wiezie, a kucharz, że zrobił niejadalne jedzenie oraz może sobie wsadzić je w dupę, a nie karmić tym ludzi.

American dream of life. Tu realnie może się on ziścić. Uwierz mi… nie wiesz co może cię spotkać na ulicy. Od pucybuta do milionera- jak najbardziej. Jedni swoją karierę budują latami, inni bang bang… są w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie lub poznali TYCH ludzi. To wystarczy. Szczęście, pracowitość, przebiegłość… wszystkie chwyty dozwolone. Idziesz na gońca, zostaniesz prezesem, liczy się jak się sprzedasz, o ile zawalczysz. Wszak złoto dla zuchwałych. Dziś nie masz grosza przy duszy i wpylasz zupki chińskie, jutro będziesz jadać u Amaro. Byle być otwartym i elastycznym, przechodzić z branży do branży… podążać za namiętnościami… lub pieniędzmi. Tu także możesz rozkręcić swój irracjonalny biznes. I to się będzie sprzedawać, bo ludzie mają zdecydowanie więcej pieniędzy niż w innych regionach Polski. Przypinki z kwiatuszkami czy serduszkami do szpilek? Proszę bardzo. Torebki damskie za 1000zł tylko dlatego, że w środku jest wybite twoje imię? Zapraszam. Torby szyte na rowery? Usługi pielęgnacji kwiatków w twoim domu? Wyprowadzanie chomika na spacer? Dania tylko z ziemniaka? Wszystko dla ludzi. Nie ma złych pomysłów, jeśli ktoś chce za to zapłacić. Masz odjechany pomysł? Tu on się sprzeda jak nigdzie indziej w Polsce.

Kurwa warszawska. To określenie ukułam na własne potrzeby, świetnie obrazuje specyficzną grupę ludzi którzy za kilka groszy sprzedaliby ojca, matkę i wątrobę. Nie ma skrupułów, sentymentów, liczy się żywy pieniądz. Tu na lojalność ciężko liczyć. Relacje raczej są płytkie i czysto biznesowe. Rozmowa z obcą osobą zaczyna się od tego czym się zajmujesz oraz szybkiej analizy czy czasami się komuś do czegoś nie możesz przydać. Szkoda, że nad głową nie można nosić wielkich billboardów reklamujących swoje kompetencje i pomysły, byłoby znacznie łatwiej. Jesteś ważny o ile jesteś utylitarny do czyjegoś projektu. Bo teraz są tylko projekty. Nie pracujesz, realizujesz projekt, nowy, świetny, innowacyjny…

Biznesy wiatrem podszyte. Przechadzając się Krakowskim Przedmieściem lub Placem Zbawiciela, można mieć wrażenie, że wokół sami ludzie sukcesu. Buty obowiązkowo Airmaxy czy Conversy, torebki od Korsa po Chanele i LV. Ciuszki od Kupisza czy by Insomnia. Sieciówki są passe. Teraz ubiera się u rodzimych projektantów. Obok ludzi realnie bogatych, pełno jest tych którzy mają wielkie aspiracje podparte kartą kredytową, niezapłaconymi fakturami, komornikami. Na ulicach super fury w leasingu, ale za to Porshe czy Bentlay. Jest lans, jest bans.

Client service. Gdzie jak gdzie, ale w Warszawie ludzie wiedzą, że za dobrą obsługą idą pieniądze. Nie mówię o wcześniej wspomnianych Społemach, bo tam panie robią łaskę, że obsługują. "Dzień dobry" nie usłyszysz, a doskonale odczujesz w co je możesz pocałować. Mówię o knajpach, a szczególnie tych  w Centrum. Zadowolony klient hojnie rzuci tipem. Niejeden kelner czy barman z tej hojności zbudował dom czy dorobił się niezłej fury. Nie musisz mieć nie wiadomo jakich zdolności czy wykształcenia, by jako kelnerka czy barmanka wyciągać 3 000, 4 000, 5 000 miesięcznie. Jeśli masz podejście do klienta, ładną buźkę lub powiesz, że mulle są dziś niejadalne, on otworzy przed tobą swój portfel. Bo ma taki kaprys. Tylko nie oceniaj po pozorach. Ktoś zamówi jedno piwo za 20zł i zostawi ci 50zł bez reszty. Inny zrobi rachunek na 500zł i nie dostaniesz ani złotówki. No risk no fun. Wyglądający jak milioner okaże się gołodupcem, a kloszard spadkobiercą fortuny.

Jesteś produktem. Albo się sprzedasz albo nie.
Warszawa to miasto, po którym trzeba umieć się poruszać i mówię nie o topografii miasta. A raczej o jego specyfice, mentalności mieszkańców. Ja lubię ten ruch, nieprzewidywalność. To miasto nie śpi. Zawsze coś się dzieje. Ale nie bez przypadku to Wrocław jest stolica kultury. Bo tu robi się interesy, a nie zajmuje wzniosłymi ideami, no chyba, że idzie za tym konkretna kasa. Osiąga sukcesy, robi karierę, można ponieść też porażkę, zbankrutować, źle zainwestować. Ale na pewno nie można się nudzić. Czasami istnieje ryzyko przesytu, wtedy należy się ewakuować i zastanowić co dalej.






wtorek, 5 kwietnia 2016

Dlaczego uwielbiam Dżoannę Krupę

Jedni ją kochają, inni nienawidzą. Nie pozostaje obojętna. Dla jednych to śmiesznie mówiąca po polsku jurorka w Tap Modl, obrończyni zwierząt lub dziewczyna zaczynająca kariera od udziału w filmikach erotycznych  dla fetyszystów stóp. A dla mnie? Synonim niepodważalnego sukcesu.
Wiele można powiedzieć o Dżoanie, w zależności kto co chce znaleźć. Ja znalazłam pewien kod na sukces, doskonale sprawdzający się w USA, a niedługo też u nas.
Można błędnie ją odebrać, a raczej nie mieć całego obrazu znając ją tylko z Top Model czy Pudelka. Jej prawdziwe oblicze dużo lepiej pokazuje Reall Housewives of Miami. Tam znajdziecie 100% cukru w cukrze, czyli obraz najrzetelniejszy. Na tym polega różnica tego typu programów z zagranicy, że pokazują ludzi autentycznymi i ten autentyzm się najlepiej sprzedaje. Jasne, lekko trzeba czasami podkręcić sytuacje, ale nie, aż tak nachalnie jak w rodzimym szołbizie.

TOP MODEL

Kiedy pojawiła się w programie zastanawiałam się z jakiej parafii. Ma komercyjną, reklamową urodę, jest maksymalnie emocjonalna, mieszka w Miami, ale to chyba nie powód by być jurorką w takim show. Odpowiedź znalazłam dopiero w RHofM. Obraz się rozjaśnił, gdyż w Stanach jest ona niewątpliwie jedną z topowych fotomodelek. Uważana za gwiazdę i kobietę sukcesu. Tam nikt tych osiągnięć nie podważa. U nas się o tym głośno nie mówi. Lepiej sprzeda się news, że wyszła z pokazu mody po tym jak Anna Mucha przyszła w naturalnym futrze. A w Hollywood z zazdrością i pogardą nazywana jest Superstar. I nie można jej tego odebrać, choćby niejeden chciał, choćby za polskie korzenie.

Jest ona przede wszystkim pracowita, wszystko co osiągnęła nie było spadkiem po bogatych rodzicach czy dziełem przypadku. Bez kompleksu niższości w związku z pochodzeniem, szła do przodu, nie porzucając marzeń. Opowiada o trudnych początkach, o samotnej matce wychowującej ją i siostrę, długach jakie miała, o tym dlaczego poszła grać w filmikach dla fetyszystów. Nic nie ukrywa, niczego nie tuszuje. Jest obrzydliwie autentyczna i szczera. Za to można ją kochać, bo jest z krwi i kości, jako  śmiertelnik wspięła się tak wysoko. Ma pozycję, ma fortunę, a to u nas w oczy kole.

Polski showbiz a Hollywood. Jakie postacie promuje się w polskim szołbizie? Jakiem mamy topowe gwiazdy? Są one najczęściej posągowe, nierealne, mają idealny świat, idealnie wyglądają, a ich życie to nieustające pasmo sukcesów. Radzą sobie doskonale ze wszystkim, a do tego są wzorowymi matkami, udzielają się społecznie i uwielbiają gotować. Przykłady można mnożyć: Małgorzata Rozenek, Kinga Rusin, Małgorzata Kożuchowska, Gosia Socha. Ich obraz jest wyprany z ludzkich słabości. Zawsze nienaganny look, ikony stylu, mówią same mądre rzeczy, nie mają słabości, doskonale łączą karierę z macierzyństwem. Tak, je po polsku można uwielbiać, są boginiami, wzorami do naśladowania, a taka Dżołana? Jest piękna, ale u nas na każdego znajdzie się jakiś hak, bo zapewne to zasługa operacji. Jest niewątpliwie emocjonalna i gada czasami głupoty, otwarcie mówi o swoich potrzebach, problemach seksualnych, a Pani Idealna takowych nie posiada. Miewa też problem z alkoholem i agresją. A do tego przyznaje się do błędów, cały czas wspiera swoją siostrę, pomaga finansowo mamie. Nie wstydzi się siebie i swojej przeszłości, mówi o bulimii, braku kasy, tym, że nie chcieli jej na początku w modelingu. Jak musiała o siebie walczyć, a jej związek nie jest do końca idealny. Do tego wszystkiego autentycznie przejmuje się losem dziewczyn aspirujących do miana modelek, zwierzętami. Empatią mogłaby podzielić się z kilkoma osobami.

Ile lat ma pani Rozenek, nie wie nikt, chyba ona sama już się zgubiła, czy ma 35 czy 47 czy ileś tam, tylko jakie to ma znaczenie? Kinga R. ma w środowisku opinię zimnej, trudnej i niedostępnej, podobnie jak Małgorzata Kożuchowska. Kiedy gasną kamery znika uśmiech z twarzy oraz wyuczona łagodność. Nie wzruszy ich twoja historia, a Dżoannę owszem. Nie pójdą z tobą na kawę, bo jesteś dla nich nikim, a Aśka spontanicznie będzie chciała ci pomóc. Skąd wiem? Ano z najrzetelniejszych i bezpośrednich źródeł, a dokładnie ludzi którzy z nimi pracują.
Zmieńmy zatem punkty odniesienia…bo…

Nie musisz być bogiem żeby odnieść sukces. Nam się wydaje, że jeszcze tyle nam brakuje, tyle jest do zrobienia, zaistnienia. Patrzymy na piękne panie z gazet, przykładamy jak szablon i nijak ma się do nas. Ale one najczęściej też zaczynały z niczym. Tylko teraz nie powiedzą tego głośno. Czasami wystarczy determinacja plus talent. Czasami nawet talent zdaje się być niepotrzebny. Chcesz coś robić, to rób swoje. Wygrywaj jak Krupa autentycznością, słabościami, pracowitością i byciem sobą. Zdecydowanie wolę taką Gwiazdę, pełną nieidealnych cech, niż cyborga, mitologiczną niezwyciężoną wojowniczkę. Bo do takiej mi zdecydowanie dalej, tobie chyba też.





niedziela, 3 kwietnia 2016

Faceci pod ochroną. Ministerstwo Restrukturyzacji i Modernizacji Mężczyzny.

Dobrych kilka lat temu kobiety w Polsce wezbrały w walce. Rozpoczęła się mocna ekspansja na stawianie na siebie, wychodzenie ze schematów, robienie porządku w głowie. Warsztaty, zrzeszenia, kołczingi, samopomoc, kluby. Kobiety ciężkie sytuacje przeżywają razem. Szybki telefon do przyjaciółki lub całego stada przyjaciółek. Temat obgadany, zalany winem, fermentuje by się zdezaktualizować. Jasne, jest etap rozpaczy w paski, kiedy uświadamiają sobie w jakim gównie żyły, czy to związek, rodzina czy inne, ale jak powstają, to jak Feniks z popiołu. Idą dalej i nie oglądają się za siebie. Tak, było źle, a teraz mówię NIE. Uwielbiam, podziwiam. A jak to jest z facetami?


Wódka jest dobra na wszystko. To podstawowe założenie. W razie wojny, a raczej kryzysu, potrafi lać się strumieniami. Działa terapeutycznie, można się otworzyć, wylać żale, wyłączyć rzeczywistość. Muszę się napić- to stwierdzenie pada w większości przypadków. Wszystko dobrze, nie mam nic przeciwko wódce, ale to nie do końca działa, a raczej działa krótkoterminowo. Najczęściej na portfel i głowę, bo wtedy panowie biją rekordy swoich możliwości w spożyciu. W portfelu się uszczupliło, szare komórki wybite i co dalej?


Facet bardziej cierpi. Z moich obserwacji wynika, że mężczyźni dłużej dochodzą do siebie po rozstaniu czy turbulencjach w związku. Potrafią się rozpaść jak gnój po polu i długo dłużej zajmuje im dojście do siebie, jeśli w ogóle. Ta rozpacz nabiera takich barw, że Goya by się nie powstydził tej rozdzierającej rozpaczy. Ich stan potrafi być tak żałosny, potrafią swoje ciało czy umysł doprowadzić do takiego stanu, iż na prawdę trudno coś zbierać. Dla mnie nie ma żałośniejszego widoku, niż użalający się nad sobą facet. Bo ona odeszła, bo się rozstali. Ja nie mówię o takich sytuacjach na świeżo. Ja mówię o takich, kiedy on już któryś rok z kolei dalej nie potrafi pozbierać się jakkolwiek. Znam przypadki zacne np. kiedy kumpel po młodzieńczym związku 6 lat płakał, wszystkim się żalił, nie był w stanie. 6 lat...  Na początku każdy się angażował i chciał pomóc. Wysłuchiwał, choć znał tę historię, aż nazbyt dobrze. Nic nie pomagało. Ani terapia zrozumieniem, łagodnością, ani wstrząsowa. W końcu każdy się odwrócił, bo po mimo upływu lat (!!!) on daje odgrzewał tego kotleta. Twierdził nawet, że przez tę historię przestał mu stawać, a raczej jedynym słusznym bodźcem była ex...która już dawno ułożyła sobie życie z kimś innym.
Takich przykładów znam całą masę. Często też jakoś tam miły pan się ogarnie, a jednak nie do końca. Wtedy rusza w te pędy na portale randkowe czy inne społecznościówki. Z kim masz do czynienie dowiadujesz się stanowczo za późno. Bo już jest miło, coś się dzieje... ale on nie potrzebuje ciebie jako kobiety, tylko kolejnej ofiary, której może zacząć opowiadać o swym nieszczęściu. Pytasz z empatią: "kiedy to się stało", padają wspaniałe odpowiedzi: 3 lata temu, rok, 5... No, on już się z tym pogodził, ale chyba jeszcze nie jest w stanie się z kimś spotykać...przeprasza miło...
Najlepiej żebyś się ulotniła, bo będzie tylko gorzej. Ty już go lubisz, a on sam nie wie czego chce. On ciebie też lubi, ale już się nie zakocha, bo nie jest w stanie. Wiesz...to była wielka miłość. Nie wie czy jeszcze kiedykolwiek tak się zakocha. Nic nie obiecuje. Jakie to uprzejme z jego strony, wszak jest szczery. Gdyby powiedział TAK albo NIE, to byłoby cokolwiek wiadome. Ale nie wiadomo nic...

Kolejny argument: potrzebuje czasu dla siebie, bo wiesz...to był klaustrofobiczny związek. Teraz tylko wolność i swoboda. Jeśli chcesz przycupnąć przy jego boku, być jego darmową seks okazją, a przy okazji oczywiście okazywać mu zainteresowanie i zabiegać, bo on teraz już nie będzie o nikogo zabiegał...to proszę bardzo. Co za bulszit! Kobieto- nie daj się nabrać, zwiewaj czem prędzej, choćby wspanialszy od złota i kamieni. On jeszcze nic nie przerobił. Nic nie rozumie, a przede wszystkim w dalszym ciągu nie jest na nic gotowy. Szkoda twojego czasu i inwestycji emocjonalnych jakie włożysz...bo one ci się nie zwrócą! Skoro przez n lat nie miał okazji się ogarnąć, nie zrobi tego teraz, a ty niestety nie będziesz tą wybawczynią z krainy ciemności. Przykro mi, choć wiem, że byś chciała.


Ministerstwo Restrukturyzacji i Modernizacji Mężczyzny. To, że kobiety i mężczyźni mają inną konstrukcję psychiczną, to chyba już wszyscy wiemy. To, że w szkole nabywamy wielu niepotrzebnych informacji także. Wiesz jaka reakcja chemiczna zachodzi po połączeniu kwasu z zasadą, ale nie wiesz jak poradzić sobie kiedy kwas masz w życiu.
Moja idea biznesu życia to Ministerstwo Restrukturyzacji i Modernizacji Mężczyzny. Miejsce w którym dostaną pomoc psychologiczną- na którą raczej w 98% by się nie zdecydowali, do tego zajęcia z podniesienia samooceny, lekki tuning wyglądu, pranie w mózgu i myślę, że w większości przypadków by zadziałało. Jak ktoś chętny to zapraszam. Rzuciłam taki pomysł na rynek, a odpowiedzi w większości były pod hasłem: mnie już się nie da pomóc. Skoro tak twierdzisz...niech ci tak będzie. Jedni tak piszą z przekory, żeby im mówić- no co ty...inni w to wierzą. A ci co chcą coś zrobić, znajdą możliwości. Panowie, wstydu oszczędźcie- sobie. Ogarnijcie się- dla siebie. A będzie to z pożytkiem doczesnym i wiecznym!

***
Jeśli by tę kobietę zapytać, którą tak kochał i po niej rozpacza, jaka była prawda, można by się zdziwić. Ale to już całkiem inna historia.